Zator lodowy pod Płockiem. Saperzy w gotowości
Dodane przez admin dnia 04.03.2010 19:11
Na ul. Gmury w Borowiczkach woda opada, ale zagrożone są inne miejsca. W okolicach Kępy Polskiej utworzył się zator, kry lodowe uderzyły w wały przeciwpowodziowe. Wojewoda mazowiecki na razie nie wydał decyzji o wysadzaniu zatoru, ale wojsko czuwa.
Rakowo w gminie Wyszogród, czwartek przed południem. Mieszkańcy stoją na wałach, obserwują z niepokojem Wisłę. Widok jest przerażający: kry lodowe, które napierają od strony Wyszogrodu, wbiły się w wały przeciwpowodziowe, uszkadzając je. Trwało to zaledwie dwie minuty. - Wszystko przez zatory, które utworzyły się w Drwałach i Kępie Polskiej - informuje Sławomir Ząbek, pracownik Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. - Potrzebni są saperzy. I to niezwłocznie. Wysadziliby zator, a tym samym zapewniliby Wiśle spokojny przepływ.
Rozszerzona zawarto¶ć newsa
Na ul. Gmury w Borowiczkach woda opada, ale zagrożone są inne miejsca. W okolicach Kępy Polskiej utworzył się zator, kry lodowe uderzyły w wały przeciwpowodziowe. Wojewoda mazowiecki na razie nie wydał decyzji o wysadzaniu zatoru, ale wojsko czuwa.
Rakowo w gminie Wyszogród, czwartek przed południem. Mieszkańcy stoją na wałach, obserwują z niepokojem Wisłę. Widok jest przerażający: kry lodowe, które napierają od strony Wyszogrodu, wbiły się w wały przeciwpowodziowe, uszkadzając je. Trwało to zaledwie dwie minuty. - Wszystko przez zatory, które utworzyły się w Drwałach i Kępie Polskiej - informuje Sławomir Ząbek, pracownik Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. - Potrzebni są saperzy. I to niezwłocznie. Wysadziliby zator, a tym samym zapewniliby Wiśle spokojny przepływ.

Ludzie nie kryją niepokoju, niektórzy myślą o ewakuacji. - Za wałem mam 2,5 ha ziemi, która jest podtopiona. A co będzie, jak od strony Wyszogrodu ruszą kolejne kry? Jak to wszystko uderzy w nasze wały, to już po nas. Już 35 lat tu mieszkam i w życiu czegoś podobnego nie przeżyłam. Nie ma szans, żeby w tym roku Rakowo się uratowało. Uciekam do domu. Spakuję dzieciom ubrania, książki i będę czekała na ewakuację.
Inna mieszkanka dodaje: - Dlaczego nie ma helikopterów i nie puszczają ładunków wybuchowych? - skarży się. - Jak był drewniany most w Wyszogrodzie, zawsze go ratowali. A o nas w ogóle nie dbają.

Wiceburmistrz Wyszogrodu Mariusz Bieniek przyznawał w południe, że czeka na decyzję wojewody w sprawie wysadzenia przez saperów zatorów przed Kępą Polską i w Drwałach: - To jak na razie jedyna możliwość, bo lodołamacze tu nie dopłyną. Póki co wały zabezpieczymy workami z piaskiem. W pierwszej turze mamy przygotowanych 3 tys. worków.

Ok. godz. 15 Ivetta Biały, rzecznik wojewody mazowieckiego, poinformowała, że na razie saperzy jednak nie przystąpią do wysadzania zatoru. - Kra w Kępie Polskiej ruszyła - tłumaczyła. Jednak zaraz zaznaczyła: - Ale wojsko cały czas jest w gotowości.

A jakie nastroje panują na płockiej ul. Gmury? Przypomnijmy: z poniedziałku na wtorek ulica znalazła się pod wodą, której systematycznie przybywało. Dopiero w środę około godz. 13 lodołamaczom udało się przebić zator, który powstał w okolicach Popłacina. Od tego momentu wody ubywa. - Poziom wody obniżył się o ponad metr - mówi Wiesława Bloch, jedna z mieszkanek Gmur. - Nie mamy już wody w piwnicy, nie trzeba chodzić w woderach. Tylko wszędzie wokół jest pełno błota. Czy będzie dobrze? Mam nadzieję, ale worków z piaskiem na razie nie zabieramy.

W czwartek stany alarmowe były przekroczone zarówno w Płocku, jak i w powiecie ziemskim. Najgorzej było w Kępie Polskiej: stan alarmowy był tu przekroczony o prawie 2,3 metra. W Wyszogrodzie o prawie dwa metry, w Borowiczkach - o 80 cm, na Grabówce - o 83 cm, na Radziwiu - o 41 cm, przy Sobótce - o 17 cm.

W płockim ratuszu tłumaczyli, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin poziom wody w rzece będzie się wahał (w górę i w dół).

- W tej chwili Wisła, w górę rzeki od Wyszogrodu, jest całkowicie wolna od lodu. Natomiast pomiędzy Wyszogrodem a Płockiem wciąż płynie kra lodowa - relacjonował Sebastian Dymek z biura prasowego magistratu. - Poza tym, na wysokości Skoków, powstało podpiętrzenie, które rozbija pięć lodołamaczy. Pozostałe dwa pracują na przedpolu stopnia wodnego we Włocławku.

Małgorzata WoĽniak, rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji przekazała zaś informacje od hydrologów: na górnych odcinkach Wisły i Odry woda stopniowo opada, a w dorzeczu środkowej i dolnej Wisły poziom wody wzrasta. Taka tendencja ma się utrzymywać w najbliższych dniach. Jednak, jak twierdzi IMiGW, nie ma zagrożenia powodziowego. Jedynie małe rzeki wciąż mogą powodować tzw. podtopienia.


¬ródło: Gazeta Wyborcza Płock


3-go marca Marek Grześ - Możliwe kolejne spiętrzenia i zatory /Marku pozdrawiamy/

Przede wszystkim powinno się regulować i pogłębiać rzeki. Niestety, takie prace są bardzo kosztowne, a rząd tłumaczy, że nie ma na to pieniędzy. Prawdopodobnie łagodny przebieg ostatnich zim uśpił czujność różnych służb - uważa prof. Marek Grześ
Aleksandra Dybiec: Co mieliśmy na ul. Gmury w płockich Borowiczkach? PowódĽ czy - jak chce rząd - lokalne podtopienie?

Prof. Marek Grześ*: - A zna pani definicję powodzi? Jest to wezbranie rzeki, które doprowadza do strat gospodarczych i społecznych. Jeśli ludzie ponoszą takie straty, to znaczy, że mamy już do czynienia z powodzią.

Sytuacja jest stabilna... Nie ma zagrożenia powodziowego... - w ostatnich tygodniach uspokajali i rząd, i samorządy. A jednak ul. Gmury na płockim osiedlu Borowiczki zaczęła tonąć.

- Generalnie ja też zgadzam się, że ludzi należy uspokajać. Niemniej jednak takich sytuacji, jak ta w Płocku, bardzo groĽnych, można się spodziewać.

Ludzie powinni się więc liczyć z wylaniem rzeki bez względu na zapewnienia urzędników?

- Nasz zespół [czyli grupa naukowców z Instytutu Geografii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu - red.] bada Wisłę od Płocka aż do Wyszogrodu. Zawsze zaczynamy jeszcze przed tzw. zlodzeniem rzeki, celem naszych badań jest dobre rozpoznanie sytuacji lodowej. Ostatnie pomiary robiliśmy we wtorek. Wynika z nich, że koryto Wisły w rejonie Płocka było w 50-60 proc. wypełnione lodem! Grubość pokrywy w niektórych miejscach sięgała nawet pół metra, a pod nią znajdowała się gąbczasta masa śryżu, w wielu miejscach wymieszanego z krą. Wszystko to doprowadziło do utworzenia zatoru głębokiego na siedem metrów. Nie jest to jednak żadna sensacja, nie od dziś wiadomo, że Zbiornik Włocławski jest najbardziej zatorogennym miejscem w Polsce. I będzie tak aż do momentu zbudowania kolejnego stopnia wodnego powyżej Płocka albo likwidacji zapory we Włocławku.

To raczej dalekie plany. W jaki sposób teraz można było przygotować mieszkańców Płocka na taką sytuację?

- Jedynie poprzez wczesne ostrzeganie i ewentualną ewakuację, choć wiem, że mało kto chce opuścić swój dom.

A worki z piaskiem?

- To też jakaś metoda, ale lepsza jest jednak ewakuacja.

Mówił pan o waszych badaniach. Co daje to rozpoznanie, skoro Wisła i tak wylewa?

- Nasza praca pozwala na dobór optymalnych metod radzenia sobie z zamarzniętą rzeką. W rejonie Płocka najlepszym sposobem jest lodołamanie. Gdzie indziej może to być instalacja przegród śryżowych czy lodowych albo regulacja rzek.

Mieszkańcy notorycznie zalewanej ul. Gmury właśnie o pogłębieniu rzeki marzą.

- Rzeczywiście, uregulowanie i pogłębienie rzeki powinno stać na pierwszym miejscu. Przede wszystkim ułatwiłoby to spływanie lodu z górnej Wisły. No bo skoro koryto jest głębsze, to i przyjmie więcej. Logiczne. Poza tym na uregulowanej rzece mogą się swobodnie poruszać lodołamacze. I co najważniejsze: pogłębiona rzeka staje się węższa. A na mniejszej powierzchni mamy mniej lodu. Niestety, takie prace są bardzo kosztowne, a rząd tłumaczy, że nie ma na to pieniędzy. Prawdopodobnie łagodny przebieg ostatnich zim uśpił czujność różnych służb.

Usypanie wałów w takim razie pewnie w ogóle nie wchodzi w grę?

- No tak, wybudowanie wałów jest jeszcze droższe. O wiele droższe. Taka inwestycja kosztowałaby więcej niż majątek ludzi narażonych na zalewanie.

Po południu dostaliśmy informację, że lodołamacze ruszyły zator. To chyba bardzo dobra wiadomość?

- Lodołamacze przebiły się jedynie przez kawałek zatoru, a jak już mówiłem, koryto rzeki powyżej Płocka jest w połowie wypełnione lodem. Aby mówić o dobrej sytuacji, musimy poczekać aż lód z Wyszogrodu spłynie w dół. Do momentu kiedy rzeka nie będzie wolna od lodu, nadal jest zagrożenie.

To znaczy, że kolejne tereny muszą się liczyć z nadejściem wielkiej wody?

- Myślę, że w najbliższych kilkudziesięciu godzinach lód z okolic Wyszogrodu spłynie. Jednak w tym czasie na pewno dojdzie jeszcze do wielu spiętrzeń i powstania kolejnych zatorów.

W Płocku?

- W rejonie Płocka już raczej nie, bo tu cały czas pracują lodołamacze. Ale w górę od Dobrzykowa rzeka będzie sobie musiała poradzić sama. Jest w tym miejscu płytka, lodołamacze na pewno tu nie dotrą.

Inne rzeki też mogą wylewać?

- Oczywiście, na rzekach zlodzonych może dojść i zapewne dojdzie do takich sytuacji. Mam tu na myśli m.in. Odrę i Wartę.

*Prof. dr hab. Marek Grześ jest kierownikiem zakładu kriologii i badań polarnych w Instytucie Geografii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Płockim odcinkiem Wisły zajmuje się od 1982 r.

¬ródło: Gazeta Wyborcza Płock



3-go Gazeta Wyborcza Płock pisała:
Gmury są zbyt atrakcyjne


Mieszkańcy ul. Gmury nie pozwolą się przesiedlić, bo dla wielu z nich to miejsce rodzinne i atrakcyjnie położone nad brzegiem Wisły. Pozostaje szybko rozbijać lodowe zatory, by Wisła tu nie wylewała - mówi wiceprezydent Płocka Dariusz Zawidzki

Do podtopień na ul. Gmury dochodzi regularnie od wielu, wielu lat. Domy wokół niej to jedyny fragment osiedla Borowiczki, który nie jest chroniony wałami przeciwpowodziowymi. Od lat też nie widać ani szans na ich budowę, ani na przesiedlenie mieszkańców.

Hubert WoĽniak: Kiedy Wisła przestanie zalewać mieszkańców ulicy Gmury?

Dariusz Zawidzki, wiceprezydent Płocka: - Nie wiem. Nie wiem, czy i kiedy rząd znajdzie pieniądze na budowę wałów przeciwpowodziowych, i czy wytrzymają one w miejscu, w którym działa jeszcze zjawisko "cofki" i istnieje ryzyko ich uszkodzenia przez wody infiltracyjne. Moim zdaniem skończy się zalewanie ul. Gmury, gdy służby rządowe zaczną szybko i sprawnie działać.

Dlaczego oczekuje pan tego od służb rządowych?

- Bo za to, że woda z Wisły wylewa się na teren miasta, nie odpowiada samorząd, ale służby rządowe: od ministra resortu począwszy, przez wojewodę, na Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej skończywszy. Prosiliśmy RZGW w piątek 19 lutego o wysłanie w kierunku Płocka lodołamaczy. Wysłali. Dwa dni póĽniej, 21 lutego. Ruszyły za póĽno i nie były w stanie na czas się do nas przebić przez zator, który powstał z powodu m.in. nieczyszczonego dna rzeki. W naszym rejonie Wisła nanosi w ciągu roku milion metrów sześciennych piachu, a z dna wydobywa się 100 tys. Obserwując rzekę w grudniu, zauważyliśmy, że są duże podobieństwa do obecnej sytuacji. Nasze wystąpienie RZGW również wtedy zlekceważyło, choć okazało się, że i wtedy mieliśmy rację. Mamy specjalistów, którzy potrafią obserwować zachowanie Wisły i przewidzieć, co się wydarzy.

RZGW odpowiada nam, że nie zawsze lodołamacze mogą wypłynąć. Dziś pracują, a temperatura oscyluje wokół zera. Gdy w piątek 19 lutego wnioskowaliśmy o ich wypłynięcie, temperatury były dodatnie. Co przeszkadzało je wtedy wysłać?

Samorząd nie jest jednak zwolniony z obowiązku pomocy poszkodowanym.

- I pomagaliśmy. Zabezpieczyliśmy pomieszczenia, do których możemy mieszkańców ewakuować, na miejscu jest straż pożarna, straż miejska, mieszkańcy są transportowani łodziami. Gdy ktoś pytał, czy dowieziemy lekarstwa, odpowiedzieliśmy, że oczywiście. Słyszałem głosy niezadowolenia, ale mam na miejscu 60 ludzi. Mam kilka innych lokalnych podtopień, w których usuwaniem wody zajmują się już Wodociągi Płockie, a strażniczki miejskie same sypią piasek do worków.

Uważa pan, że wojewoda mazowiecki nie będzie chciał podjąć się rozwiązania problemu?

- Nie sądzę, by administracja rządowa podjęła się skutecznego załatwienia problemu ulicy Gmury. Od jej przedstawicieli spodziewam się odbijania piłeczki i medialnego przedstawienia. Uważam, że jesteśmy ignorowani. Niech taki przedstawiciel rządu przyjedzie do tych ludzi na ul. Gmury i przyzna, że to on odpowiada za to, iż znowu ich zalało. Co ja mam do Wisły? Rzeka jest własnością skarbu państwa.

Samorząd nie mógłby mieszkańców z ul. Gmury przesiedlić i sam skończyć z problemem, tym bardziej że z własnej kasy płaci za ich ratowanie?

- Przed kilkoma laty pytałem ich, czy gotowi byliby się przenieść. Słyszałem zawsze to samo: moja rodzina mieszka tu z dziada, pradziada i tak pozostanie. Nie ma szans, by ich przekonać. Nawet robią nam awantury, że nie chcemy wydawać pozwolenia na budowę nowych obiektów. Zdecydowaliśmy więc i zapisaliśmy w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, że przy budowie domu musi być utrzymana rzędna 62 metrów. Oznacza to, że jeśli przyjdzie woda, która występuje raz na sto lat, to nie dojdzie do zalania parterów tych budynków. Trzeba pamiętać, że ul. Gmury to także bardzo urokliwe, atrakcyjnie położone miejsce. Nie ma co się dziwić, że wciąż są chętni do budowania tu domów.


¬ródło: Gazeta Wyborcza Płock